piątek, 14 października 2016

11. Przepraszam. EPILOG

   Gdy przypominam sobie, co myślałam o Peterze gdy go poznałam, mam ochotę wybuchnąć śmiechem. Prawdziwy Peter ani odrobinę nie przypomina tego, za jakiego go miałam, gdy pierwszy raz przekroczyłam próg domu rodzinnego Prevców. 
Przede wszystkim poznałam go. Poznałam go na tyle, by powierzyć mu wszystkie swoje myśli, wątpliwości i zmartwienia. 
Poznałam go na tyle, by móc rozmawiać z nim o mojej przeszłości, a co najważniejsze, o przyszłości. 
Ostatnie miesiące naszego życia spędziliśmy na wybieraniu ubranek, kocyków, łóżeczka i wszelkiego typu innych rzeczy, które będą nam potrzebne już za kilka tygodni. 
Wiadomość, że jestem w ciąży przyszła tak niespodziewanie, że nie zdążyłam zacząć się martwić. Peter cały czas był przy mnie i gdy tylko się o tym dowiedział, z jego twarzy nie schodził szeroki uśmiech. To właśnie dzięki niemu moje wszystkie wątpliwości ustąpiły miejsca radosnemu wyczekiwaniu. 
   -Nazwiemy go Peter Junior. -oznajmił, gdy pewnego wieczoru siedzieliśmy przytuleni na kanapie, a on gładził dłonią mój brzuch. 
-Skąd wiesz, że to będzie chłopiec? 
-Tylko spójrz na niego, od razu to widać. -powiedział i zaśmialiśmy się. Prawdę mówiąc, już na wczorajszym badaniu USG, dowiedziałam się, że to rzeczywiście będzie synek. 
-A jeśli to dziewczynka? -zapytałam. 
-To będzie najbardziej rozpieszczanym dzieckiem na świecie. -pocałował mnie w czubek głowy. 
Uwielbiałam chwile takie jak ta. Czułam się bezpieczna, szczęśliwa i przede wszystkim kochana. 
-Pamiętasz naszą pewną rozmowę, przeprowadzoną na kanapie w twoim starym mieszkaniu? -zapytał mnie i uśmiechnął się. -Przegrałaś zakład. 
-Naprawdę? A więc teraz.. 
-Musisz budzić się codziennie obok mnie i całować mnie w usta na przywitanie. 
-Nie wierzę, że to zapamiętałeś. 
-Jak mógłbym zapomnieć? 
-Myślę, że nie będzie z tym problemu. -Uśmiechnęłam się i mocno go pocałowałam. 

Trzy lata później
-Kochanie, nie biegaj tak! -powiedziała moja przepiękna żona do śmiejącego się Juniora. W rękach trzymała nasz kolejny skarb - trzydniową córeczkę. Właśnie wróciliśmy ze szpitala. 
Wziąłem urwisa na ręce i usiadłem obok żony, całując ją w policzek. 
-Poznaj swoją młodszą siostrzyczkę. -powiedziałem mu do ucha, pokazując śpiącą ślicznotkę. 
-Mogę ją dotknąć? -uśmiechnąłem się i pokiwałem głową. Mały pogłaskał delikatnie jej główkę. 
Spojrzałem na Kamilę i jej piękne długie włosy. 
Uśmiechała się ze łzami w oczach. 
-Pamiętasz, co ci kiedyś powiedziałem? O tym, że właśnie tak będzie?
-Pamiętam. Chcesz powiedzieć mi coś jeszcze?
-Tylko tyle, że cię kocham. I będę kochał do końca mojego życia. 


____________________________
Przepraszam. 
Zawaliłam to opowiadanie. 
Planowałam zupełnie inne zakończenie, jednak uznałam, że chociaż im należy się happy-end. 
Dziękuję wszystkim, którzy czytali to opowiadanie, komentowali. Jesteście wspaniali. ♥
Chciałam powiedzieć, że było to chyba ostatnie opowiadanie w moim wykonaniu. I choć wiem, że są osoby, które chciałyby przeczytać coś jeszcze, nie mogę Wam tego obiecać. 
Coraz więcej obowiązków, coraz mniej czasu wolnego.. 

Wiem, że zaniedbałam już to opowiadanie. Dlatego kolejne może zostać opublikowane dopiero, gdy napiszę je w całości. 
Nie wiem, czy to będzie kiedykolwiek. 

Dlatego dziękuję wszystkim i każdemu z osobna, za każde wyświetlenie, komentarz i motywację.
Przepraszam, dziękuję i kocham Was. ♥
~MILA :* 


czwartek, 15 września 2016

10. Jak możesz to lubić?

  Gdy pięć dni później stałam na lotnisku i szukałam go wzrokiem, byłam pewna. Pewna, że warto spróbować. Każde z nas miało swoją przeszłość, która być może nie była najlepsza. Peter, z tego co udało mi się dowiedzieć podczas mojej ostatniej wizyty w domu Prevców, powinien nawet bardziej ode mnie obawiać się kolejnego związku. On jednak chciał mnie poznać. I był bardzo zdeterminowany. A właśnie. Mama Petera znów zaprosiła mnie na obiad. 
-Szuka pani kogoś? -usłyszałam i uśmiechnęłam się. 
-Właśnie znalazłam. -ominęłam Petera i rzuciłam się w ramiona stojącego za nim Domena. Oboje zaśmialiśmy się. 
-Spokojnie bracie, teraz twoja kolej. -zostawił nas samych. Spojrzałam na Petera, który próbował udawać obrażonego. Nie minęła jednak chwila, jak znajdowałam się w jego objęciach. Pocałował mnie w usta na środku lotniska, które później z uśmiechami opuszczaliśmy. Żadne z nas nie widziało wtedy, że ktoś postanowił na tym zarobić. 

-Że niby 'Gwiezdne Wojny' są głupie?! Lepiej spójrz na te swoje płaczliwe filmy. Jak można oglądać coś takiego? 
-Wypraszam sobie, każdy ma swój gust. 
-Te wszystkie niby książki też nazywasz gustem? 
-Co nazywasz "niby książkami"? 
-O to tutaj. Masz tego mnóstwo. 
-Zapamiętaj sobie jedno. -stanęłam przed nim, celując palcem wskazującym w jego pierś. -W mojej obecności nie obraża się żadnej książki. -popatrzyliśmy sobie chwilę w oczy, a potem po raz kolejny tego dnia wybuchnęliśmy śmiechem. Peter dotknął mojego policzka i przysunął swoją twarz do mojej. Delikatnie musnął moje wargi. Następnie namiętnie wdarł się do moich ust. 
Objął mnie w pasie, a moje ręce wylądowały na jego szyi. Niestety po raz kolejny musiałam go powstrzymać. - Peter.. -pokręciłam głową i odsunęłam się delikatnie. 
-Kamila. -popatrzył mi w oczy. -Myślałem, że już o tym rozmawialiśmy. 
-Tak, ale.. Co się zmieniło od tego czasu? Nie widzieliśmy się.. -Peter przerwał moją wypowiedź, całując mnie delikatnie w usta. 
-Nie słodzę ani kawy, ani herbaty. Kocham słuchać klasycznego rocka. Moim marzeniem jest domek w górach, żona przy boku i kilkoro dzieci. Mogę spać po każdej stronie łóżka. Uwielbiam jedzenie mojej mamy. Jestem wielkim szczęściarzem, bo robię to, co kocham. Jakiś czas temu rozstałem się z długoletnią dziewczyną, nawet narzeczoną. Zdradziła mnie. Myślałem, że przez długi czas nie będę mógł się po tym pozbierać, ale wiesz co? Wszystko zmieniło się, gdy tylko cię zobaczyłem.. Wtedy już wiedziałem, że spotkałem tą jedyną. 
-Peter..
-Mówiłaś, że nic o mnie nie wiesz. Więc powiedziałem, co mi przyszło do głowy. 
-Skąd wiesz, że jestem tą jedyną? - spojrzał na mnie. 
-Nie mam pojęcia. Po prostu tak czuję. 
-A jeśli ja.. -przerwałam. Kocham go. Najbardziej w świecie. Ale nie wiem, czy ja w ogóle nadaję się na dziewczynę. Na żonę. A dzieci? Jak ja mam mu o tym powiedzieć..? 
-Nie próbuj mnie oszukiwać. To wcześniej, to nie wszystko, prawda? Ty nie boisz się związku. Jest coś jeszcze. -spojrzałam na niego z łzami w oczach. Skąd on mógł..? 
-Ja.. Ty nie zrozumiesz. 
-Kamila... -ujął moją twarz w swoje dłonie. -Kocham cię. Słyszysz? Nigdy nie pozwolę, żebyś cierpiała, żeby ktoś cię skrzywdził. 
-Ja też cię kocham.. Ale ty nie wiesz.. Ja.. Moi rodzice.. W tym wypadku.. Zginął ktoś jeszcze. Ja nie wiem czy dam radę. Czy potrafię.. -wyszeptałam. Peter pogładził mój policzek. 
-Kto? Możesz mi powiedzieć... 
-Moja córka... 

____________________
... 
Ale zawaliłam. 
Przepraszam Was wszystkich. 
Chcę tylko powiedzieć, że zupełnie straciłam wenę, a także pomysł na to opowiadanie. 
Spodziewajcie się już tylko epilogu :( 
Przepraszam... 


czwartek, 21 lipca 2016

9. Jakby to było wczoraj.

-Pamiętasz, jak wrzuciłem cię tu w zaspę? -Peter zaśmiał się, a ja spiorunowałam go wzrokiem. Spacerowaliśmy, trzymając się za ręce. Prawdę mówiąc jeszcze nie czułam się tak dobrze, jak w tej chwili. Gdy ciepła dłoń Prevca mocno ściskała moją. Jednak wątpliwości, jakie dopadły mnie podczas ostatnich rozmyślań, nie chciały ode mnie odejść. Bałam się. 
-Taa. Powinieneś nie chcieć, żebym pamiętała. -mruknęłam, mocniej owijając się szalikiem.
-Zawsze jesteś takim zmarzlakiem?
-Odkąd pamiętam. Nie wiem co mi strzeliło do głowy, że wyjechałam tutaj, a nie do jakiejś Barcelony czy innego Rzymu. -znowu usłyszałam jego śmiech.
-Ja nie narzekam. -objął mnie w pasie i pocałował. Przytuliłam się do niego. Był taki ciepły..
-Możemy już wracać?
-Pewnie.
-Zimno mi chyba we wszystko.
-Spokojnie, zajmę się tym. -spojrzałam na niego z ukosa, ale tylko pokręciłam głową. Chwyciłam Petera za rękę i wróciliśmy do mojego mieszkania.
Gdy tylko przekroczyliśmy jego próg, poczułam jego usta na swoich.
-Zmarzłaś w twarz?
-Tylko w nos. -zaśmiałam się, gdy pocałował mnie w niego. -Czy ty przypadkiem nie musisz jutro wstać jakoś wcześnie?
-Tak, ale mam jeszcze trochę czasu, żeby cię podenerwować.
-Pff. W takim razie żegnam. 
-Tylko żartuję, misiaczku. 
-Misiaczku? Serio? -zaśmiałam się. Peter złożył na moich ustach kolejny pocałunek. Zaczął całować mnie po szyi, a jego ręce wylądowały na moich pośladkach. - Peter... 
-Hmm? -wymruczał w moje ucho. 
-Przestań. -wyszeptałam. Odsunęłam się od niego i poszłam do salonu. To wszystko szło za daleko, za szybko. Przerastało mnie. Jeszcze niedawno moje życie było zupełnie inne. Chodziłam na zajęcia, spotykałam się z Domenem, ale nasze stosunki pozostawały przyjacielskie. Teraz doszedł do tego Peter. Uwielbiałam go. Jego pocałunki, uśmiech, ciepło, jakie biło od niego gdy mnie przytulał. Jednak gdy tylko pomyślałam, że po raz kolejny siada na belce, że może coś mu się stać.. Aż ściskało mnie w środku. Bałam się o niego i nie mogłam się tego pozbyć. Martwiłam się, chciałam się o niego troszczyć... Czy to.. Może być coś więcej? I jeszcze ten zakład, ta sprawa... 
-Kamila, co się stało? 
-Wszystko w porządku. 
-Nie prawda. -stanął przede mną i złapał mnie za dłonie. Poczułam dreszcze. 
-Zwolnijmy, okej? -powiedziałam, nie patrząc na niego. Podniósł mój podbródek i spojrzał mi w oczy. 
-Oczywiście, kochanie. -uśmiechnął się. -Trzeba było tak od razu. 
-Nie, ty nic nie rozumiesz. -niechętnie oderwałam się od niego. Spojrzał na mnie dziwnym wzrokiem. -Nie jestem gotowa na więcej. 
-O czym ty mówisz? -teraz jego spojrzenie przepełnione było.. Smutkiem. 
-Po prostu.. Jak ty to sobie wyobrażasz? Ty, najlepszy skoczek na świecie i ja, jakaś Polka, która wpieprza się w twoje życie..
-Nie jesteś jakąś tam Polką.. Nie dla mnie. 
-Peter.. Ja nie nadaję się na dziewczynę. Ja.. Moja przeszłość.. My nic o sobie nie wiemy. Kompletnie. Nie mam pojęcia co lubisz, ile słodzisz, czego słuchasz. Nie wiem co oglądasz w telewizji, co jesz, o której chodzisz spać. Nie wiem nic. I ty nie wiesz nic o mnie...
-Właśnie dlatego spotyka się z kimś, żeby go poznać. -Peter był.. zirytowany. A nawet zły. Ale jak ja miałam mu to powiedzieć? Schowałam twarz w dłoniach. -Kamila, spójrz na mnie. -pokręciłam głową.
-Zostaw mnie. Przepraszam.. 
-I myślisz, że ja tak po prostu odpuszczę? -ujął moją twarz w dłonie i pocałował mnie w usta. -Nigdy. 

_________________________________________
Nie bijcie, proszę. Przepraszam za to coś wyżej. To opowiadanie miało być fajne, rozdziały miały pojawiać się często, a wyszło jak zawsze. Jeszcze nie wiem, co z tym zrobię. 
Chyba wyjdzie mi dramat. 
xx 



czwartek, 2 czerwca 2016

8. Rzeczywistość wita.

   Po powrocie do Słowenii nie mogłam przyzwyczaić się do codzienności. Za tydzień miałam zacząć nową pracę. W końcu z czegoś muszę się utrzymywać. Rozmowa kwalifikacyjna poszła mi całkiem nieźle, więc może coś z tego będzie. I jeszcze ten Peter.. Peter, z którym rozmawiałam ostatnio pięć dni temu. Niby tylko pięć dni, ale kurde, aż pięć dni! Rozumiem, że ma dużo treningów i takie tam, ale mógłby napisać choć jednego, głupiego SMS-a. Zaczynałam tęsknić za jego uśmiechem, włosami.. Ustami.. Kurwa. 
Gotowałam właśnie obiad, gdy usłyszałam dzwonek do drzwi. 
-Już idę! -krzyknęłam, wytarłam ręce i otworzyłam. -Cześć Domen. 
-Cześć. Jak tam rozmowa? 
-Myślę, że w porządku. -uśmiechnęłam się i zaprosiłam go do środka. -Masz ochotę na pieczonego łososia? Niedługo będzie gotowy. 
-No pewnie. Uwielbiam twoją kuchnię. -ostatnio rzeczywiście poprawiłam swojej zdolności kulinarne. Od zawsze lubiłam gotować, a teraz miałam na to więcej czasu. 
-To gdzie teraz zawody? -zapytałam, gdy zajadaliśmy się rybą z brokułami.
-Sapporo. Jutro o 4 wylot. Nie ma to jak dobra pora. -zaśmiałam się. Lenistwo i ukochanie snu Domena były jednymi z jego uroczych wad. 
-Dasz radę. Będę trzymać za ciebie kciuki. 
-Nie nastawiam się na żadne miejsca, ale wykonałem kawał dobrej roboty ostatnio więc.. 
-Miałam na myśli to, żebyś wstał. -zaśmiałam się. -Ale za to też. 
-Fajnie by było stanąć na podium. 
-Ostatnio było blisko. -puściłam mu oczko. 
-Wiesz, Peter liczy tylko na zwycięstwo. -delikatnie poruszyłam się na jego imię. 
-Co tam u niego? -zapytałam od niechcenia. Domen popatrzył na mnie zdziwiony. 
-A wy.. Nie.. Hmm.. -zaczął się dziwnie jąkać i lekko zarumienił.
-No wyduś to wreszcie. 
-Nie jesteście razem? -spojrzałam na niego z bladym uśmiechem. 
-Co...
-Przecież nie dostałem w twarz za darmo. 
-Cóż, nie rozmawiałam z nim od przyjazdu tutaj.. Myślałam, że.. -przerwał mi dźwięk dzwonka. Ktoś znowu się do mnie dobijał. -Przepraszam. -wydusiłam i poszłam do drzwi. 
-Peter, co ty tu.. -Nie dał mi dokończyć, tylko zamknął mi usta pocałunkiem. Objął mnie w talii i wciąż namiętnie całował. 
-Ekhmm. -usłyszeliśmy za sobą. Peter jednak w ogóle się tym nie przejmował. 
-Przepraszam. -wyszeptał, odrywając się od moich warg. -Cześć Domen. 
-Hmm. Tak. -mimowolnie na moje usta wpłynął uśmiech. -Jesteś głodny? -Peter również się uśmiechnął. Miałam ochotę znów go pocałować. 
-A czym chcesz mnie nakarmić? 
-Jakaś aluzja? 
-Skąd. -zaśmialiśmy się, a Domen spojrzał na nas zdziwiony i lekko rozbawiony. 
-Wiesz Kamila, ja właściwie będę się zbierał. W końcu jutro muszę wcześnie wstać. 
-Okej. 
-Ty Peter też lepiej się wyśpij. -puścił mu oczko i założył kurtkę. Na jego twarzy gościł szeroki uśmiech. 
-Taki mam zamiar. 
-Na razie, dzieciaczki. 
-Pa dzieciaczku. - zamknęłam za nim drzwi. Odwróciłam się i natrafiłam na twardą klatkę piersiową Petera. Spojrzał mi w oczy. Chciałam go wyminąć i udawać obrażoną. W końcu powinnam być. Ten jednak owinął swoje ręce wokół mojej talii i przyciągnął do siebie. 
-Jesteś na mnie zła? -nie odpowiedziałam. Ale naprawdę ciężko było mi się nie zaśmiać. -Kochanie przepraszam, mogłem chociaż zadzwonić. Miałem dużo pracy. 
-Jasne. Nie musisz się tłumaczyć, przecież my.. 
-No właśnie, jesteśmy razem, więc powinienem. -powiedział spokojnie, wywołując u mnie osłupienie. Czyli my naprawdę jesteśmy razem? 
Po raz kolejny uśmiechnęłam się wbrew mojej woli. Objęłam go za szyję i pocałowałam. 
-Po prostu za tobą tęskniłam. -wyszeptałam. Peter uśmiechnął się. 
-Ja też. Nawet nie wiesz, jak bardzo. 
-To dlaczego się nie odzywałeś? 
-Musiałem załatwić coś ważnego. 
-Co takiego? 
-Powiedzmy, że to mała niespodzianka. -spojrzałam na niego. 
-Jaka znowu niespodzianka? -zapytałam. Peter jednak nie powiedział o tym nic więcej. Pocałował mnie, opierając o ścianę. Zupełnie jak w Zakopanem. 
-Masz ochotę na mały spacer? 

_________________________________
Dum, dum. Znowu jestem 😊 




wtorek, 17 maja 2016

7. Jesteś miła!

-Dlaczego uderzyłeś Domena? 
Peter spojrzał mi w oczy. Zaśmiał się lekko. 
-Nie sądziłaś chyba, że pozwolę mu całować moją dziewczynę. -chwilę zajęło mi zrozumienie tego, co powiedział. Oczywiście przez krążący w moich żyłach alkohol. Wszystko fajnie, tylko zaraz, kurwa, co?! Czyja dziewczyna?! 
-Chyba coś ci się pomyliło. -zaśmiałam się. Peter przysunął się do mnie i objął mnie w pasie. Moje ręce dalej były na jego szyi. 
-Nic mi się nie pomyliło. Podobasz mi się, a ja tobie. 
-Nie.. 
-Nawet nie zaprzeczaj. Odkąd zobaczyłem cię pierwszy raz w salonie, nie mogę przestać o tobie myśleć. 
-Jesteś pijany? 
-Nie, ale ty tak. -uśmiechnął się. Przez chwilę znowu zakręciło mi się w głowie. -To, co powiedziałem u ciebie, o tym jak widzę nas za kilka lat, ja tego sobie nie wymyśliłem. Przyśniło mi się to. I zrobię wszystko, żeby tak się stało. 
-Pocałujesz mnie wreszcie? -powiedziałam, zanim o tym pomyślałam. Peter uśmiechnął się po raz kolejny. To był ten uśmiech. 
Następnie zbliżył się do mnie i dotknął moich warg. Przeniosłam ręce w jego włosy, a on przesunął swoje na moje plecy, przyciągając mnie jeszcze bardziej do siebie. Całował mnie tak jak nigdy wcześniej. Mocno, władczo i namiętnie. Coraz bardziej czułam jego powiększające się podniecenie. 
Odsunęłam głowę, gdy zabrakło mi tchu. Spojrzałam w jego oczy i byłam pewna, że przepadłam. Nie liczył się żaden chory zakład, moje obawy, nic. W moim umyśle był tylko on. Dalej mocno mnie obejmował. Pocałował mnie w czubek nosa i patrzył na mnie jak zafascynowany. 
Nie miałam pojęcia, co się ze mną dzieje, ale czułam się trzeźwa. Przesunęłam opuszkami palców po jego wardze. Zamruczał zmysłowo, ponownie mnie całując. Mogłabym stać tam przez resztę nocy. A nawet życia. Nie czułam nic oprócz przepełniającego mnie całą szczęścia. 
-Obiecaj, że przeprosisz Domena. -spojrzałam mu w oczy. 
-Obiecuję. Wreszcie taksówka. -wyszeptał, przerywając nasz kolejny pocałunek. -Zaraz mi tu zamarzniesz. 
-Z tobą było by to niemożliwe. -uśmiechnęłam się i wsiedliśmy do samochodu. Bez pomocy Petera oczywiście bym tego nie zrobiła. Położyłam głowę na jego ramieniu i zrobiłam się bardzo senna. -Peter.. -wyszeptałam i odpłynęłam. 

Obudziłam się w pokoju, który na pewno nie należał do mnie. Odetchnęłam głęboko i otworzyłam oczy. Byłam bez sukienki. Na stoliku obok stała szklanka wody i mała karteczka. Powoli przypominałam sobie wczorajszy wieczór. O dziwo nie bolała mnie głowa, ani nie czułam innych nieprzyjemnych skutków zbyt dużej ilości wypitego alkoholu. Uśmiechnęłam się gdy dotarło do mnie, co wydarzyło się na sam koniec. Upiłam łyk wody i sięgnęłam po kartkę. 
Zawsze rano biegam. Niedługo wrócę. P.
Wstałam z łóżka i założyłam sukienkę. Nic innego przecież ze sobą nie miałam. W łazience zmyłam rozmazany makijaż i uczesałam włosy. Nie wiedziałam czy powinnam zostać, czy iść do siebie. Tego problemu pozbawił mnie Peter, który wszedł do pokoju z uśmiechem na twarzy. 
-Dzień dobry. -przywitał się, a mi na jego widok prawie stanęło serce. Miał przyspieszony oddech i potargane włosy, ale jeszcze nigdy nie był dla mnie tak seksowny. Czy to wszystko dzieje się naprawdę? 
-Dzień dobry. 
-Niesamowite. -powiedział, przyciągając mnie do siebie i całując w czoło. Szczerze, to miałam ochotę na coś więcej. 
-Co jest takie niesamowite? - zapytałam. 
-Że uśmiechasz się na mój widok i nawet jesteś miła! -spiorunowałam go wzrokiem, śmiejąc się. 
-Dzień dobroci dla samobójców. I tak ci źle? 
-Nie, jest wspaniale. Mogłabyś tak na codzień. 
-Jak będziesz grzeczny, to pomyślimy. 
-Masz na myśli to? -uśmiechnął się i w końcu pocałował mnie w usta. Objęłam go za szyję i oddałam pocałunek. Jeszcze nikt nie całował mnie w ten sposób. Raz namiętnie, raz delikatnie. Miał takie ciepłe wargi, które mogłabym czuć na swoich przez cały czas. Wplotłam palce w jego włosy i dostrzegłam, jak bardzo były miękkie. Aż chciało się ich dotykać. Między nami robiło się naprawdę gorąco, tylko w pewnym momencie usłyszeliśmy burczenie mojego brzucha. Przypomniałam sobie, że mogę być głodna. Peter zaśmiał się cicho. -Chyba powinniśmy iść na śniadanie.  
________________________________
Kto się spodziewał takiego obrotu spraw? Na pewno nie ja. To wszystko przez Petera. 
Chyba powoli to on przejmuje to opowiadanie. 😁 A tak naprawdę to niedługo sama pogubię się w tym wszystkim. Mam nadzieję, że jednak coś z tego wyjdzie. 
Pozdrawiam 💗  




sobota, 30 kwietnia 2016

6. Muszę się napić.

      -Kamila, błagam. Przecież nie będziesz tu sama siedzieć. 
-Nigdzie nie idę. -Powiedziałam pewnie. Czy ten głupek nie może zrozumieć, że nie bawię się w imprezy? Chciałabym w spokoju przeczytać książkę, ale nie, ja muszę przejść bardzo długą drogę, nim odwiodę go od jakiegoś kolejnego, marnego pomysłu. 
-Czemu zawsze jesteś taka uparta? Widzisz, na konkurs też nie chciałaś jechać, a podobało ci się. -Podobało mi się? To mało powiedziane! Kurde, tu mnie ma. A może to wcale nie będzie taki zły pomysł? 

    Boże, co ja w ogóle sobie pomyślałam? To był najgorszy pomysł z możliwych! Siedziałam właśnie w jakimś zakopiańskim klubie, pomiędzy pijanym Tepesem, a dziwnie wyglądającym Laniskiem. Na przeciwko siedział 'obrażony na wszystko panicz' Peter. Naprawdę nie rozumiem tego człowieka. Jeszcze chwilę temu pił piwo i nawet żartował. A teraz wyglądał jakby mu chomik umarł. Ku mojemu szczęściu przy stoliku pojawił się Domen, więc szybko się do niego przesiadłam. Nie zapominając oczywiście, że jutro mam go zamordować. To będzie straszna zemsta. 
-Pięknie wyglądasz. -powiedział, a wszyscy przy stoliku jak na komendę spojrzeli na mnie. Pożałowałam, że założyłam tak krótką sukienkę. -Czego się napijemy? -Uśmiechnął się. Zauważyłam, że Peter dalej nie odwrócił wzroku. 
-Muszę napić się czystej, bo nie wytrzymam tak dłużej. -Spojrzał na mnie zdziwiony. Ja już jednak szłam do baru, więc udał się za mną. Potrzebowałam możliwie największej dawki alkoholu. Przecież mi czasami też należy się coś od życia. Chciałam się upić i dobrze bawić. 
Zamówiłam nam najpierw po jednym kieliszku. Potem po drugim. 
Po ósmej kolejce przestałam liczyć. Naprawdę dawno już byłam pijana. Nigdy nie lubiłam aż tyle pić, bo zawsze musiałam zrobić coś głupiego. 
Uśmiechnęłam się do Domena, który nagle stał się jakoś przystojniejszy.
-Idziemy tańczyć! -wykrzyknął. Złapał mnie za ręce i ruszyliśmy na parkiet. Nie pamiętam jak to się stało, ale dołączył do nas Jurij, a później także Anze. Wykręcaliśmy się w różne strony, naśladując taniec. Musieliśmy wyglądać przekomicznie. 
-Tak właściwe to gdzie jest Peter? -zapytał jego brat w którymś momencie. Rozejrzałam się dookoła, chwiejąc się lekko. Masa tańczących ludzi, nawet innych skoczków, ale jego nie było nigdzie. 
Wzruszyłam ramionami i przysunęłam się do Domena. Leciała akurat wolna piosenka, więc położyłam mu ręce na ramiona. On objął mnie w pasie. Byłam pijana, ale w końcu całkowicie się wyluzowałam. Domen też. Czułam przyjemne otępienie. Nie myślałam o niczym, tylko bujałam się w jego ramionach w rytm muzyki. 
Uśmiechnęłam się, gdy poczułam jego usta na swojej szyi. Było to tak przyjemne.. Ale Domen? I takie całowanie? Spojrzałam na niego zdziwiona i poczułam, jak coś mnie od niego odrywa. Peter odsunął mnie delikatnie i przyłożył Domenowi w twarz. Jak przez mgłę widziałam, co tak naprawdę się tam działo. Byłam pijana. Mocno pijana. Zachwiałam się, ale czyjaś ręka uratowała mnie przed upadkiem. Ktoś objął mnie w talii i gdzieś prowadził. 
-Peter? -powiedziałam, spoglądając na twarz mojego wybawcy. Był wściekły. -Chyba za dużo wypiłam. -Dodałam elokwentnie. Mocniej mnie objął, ponieważ praktycznie nie byłam w stanie iść. Poczułam jak narzuca na mnie kurtkę i znaleźliśmy się na zewnątrz. -Nie mogę iść. -wyjąkałam. Oparł mnie o ścianę i wyciągnął telefon. Objęłam go za szyję, żeby się nie przewrócić. 
-Zadzwonię po taksówkę. -powiedział, nie patrząc na mnie. Zaciągnęłam się chłodnym i świeżym powietrzem i od razu zrobiło mi się lepiej. Coraz lepiej widziałam i nie kręciło mi się już w głowie. Dalej obejmowałam Petera za szyję. Mogłam obserwować jego przystojną twarz. Wtedy spojrzał na mnie. 
Nie mogłam się powstrzymać i dotknęłam jego policzka. 
-Jesteś na mnie zły? -pokręcił głową, ale dalej się nie odzywał. Ja również przez chwilę milczałam. Patrzyłam jak oddycha, a z jego nozdrzy wydostaje się para. Z pewnością było kilkanaście stopni mrozu, jednak w ogóle tego nie czułam. Powoli przypomniałam sobie wcześniejsze wydarzenia. Wypite kieliszki, głupie tańce i.. -Dlaczego uderzyłeś Domena? 
_________________________________
Przepraszam, że taki krótki! x


piątek, 8 kwietnia 2016

5. Witaj w skocznym świecie.

Jakieś pół godziny później zorientowałam się, że prawie każdy już śpi. Razem z Peterem. Odłożyłam książkę i przyglądałam się jego twarzy. Wyglądał bardzo spokojnie. Jego włosy były w delikatnym nieładzie. Ale musiałam to przyznać, Peter wyglądał przystojnie. 
-Ładnie to tak komuś się przyglądać? -zapytał nagle, a ja poczułam się jak złodziej przyłapany na gorącym uczynku. Zapewne byłam już cała czerwona. -Słodko się rumienisz. 
-Lepiej idź spać. -prychnęłam i odwróciłam wzrok. Poczułam, jak łapie mnie za rękę. Chciałam zaprotestować, odwróciłam głowę w jego stronę i walnęłam go książką. 
-Ups, wyśliznęła mi się. 
-Ty.. Zasłużyłaś na karę! -momentalnie przysunął się do mnie i zaczął mnie łaskotać. Nie mogłam opanować śmiechu, więc zbudziłam pewnie  połowę samolotu. 
-Przestań! Jesteś..hahaha..chory psychicznie! 
-Chyba się na nas gapią. -występował mi do ucha, przerywając te tortury. Uśmiechnął się i z powrotem wygodnie rozłożył się na siedzeniu. 
-Masz więcej tego nie robić. - powiedziałam cicho. Peter zaśmiał się. 
-Jeśli będziesz grzeczna. -popatrzył na mnie rozbawiony. Pokazałam mu język i sięgnęłam po moją książkę. Po raz piąty czytałam jedno zdanie i nie mogłam go zrozumieć. Wciąż myślałam o naszym pocałunku sprzed kilku dni. Peter zachowywał się tak, jakby to się nie zdarzyło, jakby nie miało żadnego znaczenia. Ale z drugiej strony teraz wciąż patrzył na mnie i się uśmiechał. 
-Dasz mi wreszcie spokój? 
-Nie. 
-Czego ty właściwie ode mnie chcesz? 
-Lubię na ciebie patrzeć. To wszystko. 
-Rozpraszasz mnie. -Peter uniósł brwi, a ja nie wierzyłam, że to powiedziałam. Jego uśmiech tylko się poszerzył. Nic jednak nie powiedział. Właściwie to w ogóle nic już nie powiedział. Do końca lotu był dziwnie milczący. Miałam powoli dość tych jego dziwnych nastrojów. 
Gdy już odzyskaliśmy nasze bagaże i znaleźliśmy się w hotelu, dotarło do mnie, że znowu tu jestem. W Polsce. W miejscu, gdzie się urodziłam, wychowałam i wszystko straciłam. Usiadłam na moim łóżku. Nie chciałam tego, ale z moich oczu popłynęły łzy. Usłyszałam pukanie do drzwi, więc szybko je otarłam. 
-Proszę. 
-To ja. Chciałem tylko powiedzieć, że za chwilę kolacja... Kamila, dlaczego płaczesz? - Domen momentalnie znalazł się obok mnie. 
-Nic mi nie jest. -powiedziałam, ale on przytulił mnie do siebie. Zaczęłam jeszcze bardziej płakać. I odpowiedziałam mu o wszystkim. O wypadku rodziny, o moich uczuciach, o tym wszystkim, co straciłam. Ominęłam oczywiście wątek z jego bratem. 
-Spokojnie mała. Nie płacz już. 
-Mała? -spojrzałam na niego i oboje się zaśmialiśmy. 
-Wszystko w porządku? -pokiwałam głową. -To chodź, spóźnimy się na kolację. 
-Domen? 
-Tak? 
-Dziękuję. -chłopak przytulił mnie raz jeszcze i wyszliśmy z pokoju. Czułam się o wiele lepiej. W końcu mogłam się tak po prostu wygadać. To wszystko zaczynało mnie przytłaczać, a dzięki Domenowi mogłam się tego pozbyć. Uśmiechnęłam się do siebie. 
 Po drodze do stołówki natrafiliśmy na Petera. 
-Cześć, dzieciaczki. -usłyszałam i spojrzałam na niego z mordem w oczach. 
-Cześć, fryzura ci oklapła. -Domen zaśmiał się, a Peter jednym ruchem ręki poprawił włosy. Zabrakło mi powietrza. Nie odzywając się więcej ruszyłam przed siebie. Po kolacji w dosyć miłej atmosferze wróciłam do pokoju. Chłopcy musieli iść wcześnie spać, ponieważ już jutro miały odbyć się kwalifikacje. 
  Przez cały dzień nie mogłam się na niczym skupić. Co z tego, że wszyscy Słoweńcy awansowali? Co z tego, że jutro skakać będzie też jedenastu polskich zawodników? 
Skoro ja nie mogłam skupić się na niczym innym, niż co będzie jeśli Peter rzeczywiście wygra. Ten zakład to był kompletny idiotyzm. W co ja się wpakowałam? 
       Na szczęście i na nieszczęście, Peter nie wygrał konkursu. Był trzeci, za Michaelem Hayböckiem i, ku mojej ogromnej radości, Kamilem Stochem. Całe Zakopane właściwie zwariowało. Tysiące biało-czerwonych serc dopingowało polskiego mistrza i choć nie udało mu się wygrać, to i tak wszyscy się cieszyli. Uczucie, jakie towarzyszyło mi podczas tego konkursu było niesamowite. Żałuję, że dopiero teraz zgodziłam się oglądać skoki na żywo. Mogłam to zrobić już dawno temu. Uśmiechnęłam się, gdy trzech najlepszych dzisiaj zawodników stanęło na podium. Chyba nigdy się do tego nie przyznam, ale byłam dumna z tego drażniącego mnie dupka. Domen zajął bardzo dobre piąte miejsce, dlatego, gdy tylko dołączył do mnie oglądającej dekorację, mocno go wyściskałam. 
Przez resztę wieczoru nie mogłam zetrzeć uśmiechu z twarzy. Najlepsze miało jednak dopiero nadejść. 
Gdy organizatorzy rozdali nagrody Peter rozpiął swoją kurtkę i wszystkie kamery na skoczni mogły podziwiać napis na jego koszulce. Wybuchnęłam śmiechem, widząc zdumioną minę Domena. Cóż, musiałam przyznać, że Peter jednak wywiązał się z zakładu. 
"Domen jest mistrzem i jest lepszy ode mnie!" na jego koszulce było dla mnie zaskoczeniem. Nie sądziłam, że naprawdę to zrobi. Nigdy mu tego nie powiem, ale mi zaimponował. Albo coś w ten deseń. 
-Kamila? -usłyszałam obok siebie. -To twoja sprawka? -zaśmiałam się razem z Domenem. Gdy Peter odnalazł nas wzrokiem, jego brat uniósł kciuka do góry. 
Zaśmiałam się i pokiwałam z uznaniem głową. Peter uśmiechnął się. Był to dla mnie najpiękniejszy uśmiech, jaki widziałam w życiu. Kurde. 
_________________________________
Oddaję Wam piąteczkę :) Enjoy! 

poniedziałek, 28 marca 2016

4. Mistrz głupoty powrócił.

Przez następne kilka dni nie widziałam się ani z Domenem, ani z Peterem. W sumie było mi to na rękę. Nie wiedziałam jak mam się zachowywać względem tego starszego po tym, co się stało u mnie w mieszkaniu. Był taki.. nieodkryty. Obaj mieli teraz dużo treningów i przygotowań do kolejnych konkursów. Tych, rozgrywanych w Zakopanem. Domen namawiał mnie, żebym pojechała, ale jakoś nie miałam ochoty być tam znowu. Właściwie to sporo o tym myślałam, ale te rany były zbyt świeże. Jednak zdążyłam się już przekonać, że w moim życiu nic nie można zaplanować. I coraz bardziej zaczęłam się tego obawiać. 
Wieczorem usłyszałam dzwonek do drzwi. Miałam dobry humor, więc z uśmiechem otworzyłam. 
-Ja też się cieszę, że cię widzę, kochanie. -Peter jak gdyby nigdy nic pocałował mnie w policzek i wszedł do środka. 
-Dobrze się czujesz? 
-Świetnie. Dziękuję, że się tak o mnie martwisz. - zaśmiał się, a ja prychnęłam. 
-Czego chcesz? 
-Czemu zawsze jesteś dla mnie taka niemiła? 
-Bo jestem taka tylko dla wybranych dupków. -Peter spojrzał mi w oczy. 
-Nie uwierzysz, ale jest mi naprawdę przykro, że tak mnie okłamujesz. Po prostu masz problem z okazywaniem uczuć. Ale zostawmy to na inną rozmowę. A teraz się pakuj. -powiedział niezwykle inteligentnie. Spojrzałam na niego. 
-Co? 
-Lecisz z nami do Polski. 
-Co proszę?! -wytrzeszczyłam na niego oczy. 
-Po prostu. Jeśli chcesz mogę Ci pomóc. Jutro rano wylatujemy. Nie patrz tak na mnie. Domen to wymyślił. 
-Ja nigdzie nie lecę! Nie mogę. Czemu nikt mi o tym wcześniej nie powiedział?! -byłam wściekła i jednocześnie odrobinkę wdzięczna, że chłopcy aż tak się zaangażowali. Nie chciałam jednak dać tego po sobie poznać. 
-Inaczej byś się nie zgodziła. Wszystko jest już zarezerwowane i opłacone. Nie możesz odmówić. -puścił mi oczko. 
-Niby przez kogo opłacone, co? 
-Przeze mnie. -zatkało mnie. Peter stał przede mną i uśmiechał się szeroko. -Powinnaś w końcu zobaczyć, jak wygrywam na żywo. -zaśmiałam się. 
-A co jeśli nie wygrasz? 
-Założymy się? 
-Nie wiem skąd u ciebie wzięła się ta mania zakładania o wszystko, ale zgoda. Jeśli nie wygrasz, pokażesz się wszystkim w koszulce z napisem: 'Domen jest mistrzem i jest lepszy ode mnie..' 
-A jeśli wygram.. Pocałujesz mnie od razu po skoku. Długo i namiętnie. -przełknęłam ślinę, gdy na jego twarz wpłynął jeszcze większy uśmiech. Jego zakłady były doprawdy beznadziejne. On myślał tylko o jednym. Kompletne przeciwieństwo Domena. 
-Niech ci będzie. A za to wszystko Ci oddam. 
-Nie ma mowy. Potraktuj to jako prezent. 
-Nie przyjmuję takich prezentów. -Byłam w szoku. Prowadziliśmy naprawdę cywilizowaną rozmowę, nie obracając się wzajemnie. Coś nowego. No prawie. 
-Zawsze jesteś taka uparta? 
-Jeszcze jedno słowo i nigdzie nie jadę. 
-Dobrze. Już zostawiłam cie w spokoju. Będę rano. - zbliżył się do mnie i dotknął ręką mojego policzka. Odrzuciłam ją. 
-Łapy przy sobie. -uśmiechnął się i wyszedł.
Byłam zła na siebie, na Domena, na Petera i wszystko wokół. Dlaczego ja się w ogóle na to zgodziłam? Właściwie to zostałam postawiona przed faktem dokonanym. Nie wierzę, że Domen mógł wymyślić tak chytry plan. Dotychczas mu się to nie udało, tylko tak nagle? To pewnie ten gnojek. Tylko czemu poczułam się tak jakoś.. Dziwnie? Tak.. Fajnie. Że ktoś jednak robi coś dla mnie. 
Jezu, o czym ja mówię. Jemu chodzi tylko o ten pieprzony zakład. Nie wiem jaki ma w tym interes. Kompletnie nie rozumiem tego człowieka. Jeszcze nigdy w życiu nie miałam takiej zagadki. No bo ile razy w ciągu piętnastu minut można zmieniać nastrój? Jak mam okres to się tak nie zachowuję. 

Kilkanaście godzin później siedziałam już w samolocie obok Domena. Całe szczęście. Usiadłam wygodnie i zaczęłam czytać książkę. 
-Idę po wodę, też chcesz? -usłyszałam i pokręciłam głową. Zatopiłam się w lekturze. W pewnym momencie ktoś usiadł obok mnie, lecz nie podniosłem głowy, myśląc że to Domen.
-Ladnie wyglądasz, jak jesteś taka skupiona. -aż podskoczyłam na dźwięk tego głosu. Obok mnie siedział chory głupek. 
-Czy ty naprawdę chcesz doprowadzić mnie do śmierci? Co tu robisz? 
-Domen zamienił się ze mną miejscami. - wzruszył ramionami i zaczął przeglądać coś na telefonie, uśmiechając się pod nosem. Westchnęłam i wróciłam do książki. Nie dane mi było jednak przeczytać nawet zdania. 
-Co ty robisz?! 
-Zdjęcie. - Peter znowu podniósł telefon i zrobił mi fotkę. Uśmiechnął się szeroko. -Nie mogłem się powstrzymać. 
-Czy wyraziłam na to zgodę? -ten facet doprowadzał mnie do szału. 
-Dlaczego zawsze jesteś na mnie taka wściekła? -powiedział, udając smutek. 
-Uważaj, bo będzie mnie ci szkoda. Nienawidzę jak ktoś robi mi zdjęcia. 
-Ty wszystkiego nienawidzisz. -mruknął. 
-Coś mówiłeś? 
-Nic, nic kochanie. -zamknęłam oczy i policzyłam do dziesięciu. Dalej byłam zła. Odsunęłam się od niego najdalej jak mogłam i zaczęłam czytać. Peter nałożył słuchawki. Czułam, że co chwila na  mnie patrzy. Wyłączyłam jednak wszystkie swoje myśli. 

______________________________
Taka mała niespodzianka z okazji świąt. Wszystkiego dobrego kochani! 😍


środa, 16 marca 2016

3. Ja zawsze mam rację.

    -Czy teraz mogę już iść? - zapytałam zirytowana, ponieważ stanie na mrozie nie było moim hobby. 
-Oprowadzasz dziewczynę pod same drzwi, a tu zero podziękowania. 
-Dziękuję bardzo uprzejmie, ale nie prosiłam cię o to. 
-Matka by mnie zabiła gdybym nie poszedł, widziałem to w jej oczach. Nie znasz jej tyle co ja. 
-A więc boisz się swojej matki? Myślałam, że.. -Peter zbliżył się do mnie i po prostu pocałował w usta, przerywając moją wypowiedź. Czując jego gorące wargi na swoich, chyba straciłam poczucie świadomości. Zszokowana, zdezorientowana i prawdopodobnie upita dwoma kieliszkami wina, oddałam pocałunek. Było to coś tak niespodziewanego i.. przyjemnego, że zburzył się cały mój opór oraz niechęć do tego Słoweńca. Oparł ręce na moich policzkach i spojrzał mi w oczy. Wtedy oczywiście wrócił mi rozum. 
-Ty... Jak mogłeś?! -oderwałam się od niego. Jednak widziałam tylko szeroki uśmiech goszczący na jego twarzy. uderzyłam go w klatkę piersiową, na co tylko głośno się zaśmiał.
-Nie byłaś nigdy z Domenem, prawda? -to wyjechał z tym pytaniem. 
-A jeśli tak, to co? Jesteś zazdrosny o brata? 
-Nie mogłabyś być z kimś takim jak on, mam rację? 
-A to niby dlaczego? -znów powrócił ten niezwykle irytujący, nieznośny dupek, którego wcale nie miałam ochoty znowu pocałować. Kurde. -Lubiłam nasze rozmowy. -odparłam. Peter zaśmiał się pod nosem. 
-Widzisz, my troszeczkę inaczej spędzalibyśmy czas. -wyjątkowo speszyłam się na to stwierdzenie. Wszystko przez moją chorą wyobraźnię. Naprawdę myślisz, że ten chuderlak dobrze wygląda bez koszulki? I.. kretynka. 
-Ten mróz chyba ci zaszkodził. -Było mi już naprawdę zimno, co Peter chyba zauważył. Oddałam mu jego części garderoby. -Muszę już iść. 
-Do zobaczenia. -uśmiechnął się i znowu przybliżył z zamiarem pocałowania. 
-Niech ci będzie. -odskoczyłam od niego i wbiegłam do budynku. Usłyszałam za sobą tylko lekki śmiech. 
    Gdy weszłam do mieszkania zrzuciłam z siebie ubrania i weszłam do wanny. Nie wiem ile trwała moja kąpiel, ale potrzebowałam solidnej dawki gorącej wody. Nie mogłam sobie poradzić z tym, co zaszło przed blokiem. Czy on naprawdę mnie pocałował? Jak mógł? Przecież znamy się raptem kilka godzin. Nie miałam już jednak siły o tym myśleć. Zmęczona, zmarznięta i prawdopodobnie chora, położyłam się do łóżka. 

    Obudziłam się z bólem głowy, gardła i zatkanym nosem. Podziękowałam w myślach Peterowi za ten wczorajszy piękny wieczór. Otrzymałam od niego niezwykły prezent. Nie wiem jak mu się za to odwdzięczę. Chyba trzeba go zarazić. Najlepiej czymś gorszym. Jakąś ebolą albo inną cholerą. 
Udało mi się wstać z łóżka i powędrowałam do kuchni w poszukiwaniu jakich życiodajnych środków przeciwbólowych. Zrobiłam sobie herbatę i położyłam się na kanapie. Dawno nie czułam się tak źle. Usłyszałam wibracje mojego telefonu i zaklęłam. 
-Tak? 
-Cześć Kamila. Ja tam poranek?
-Domen, błagam nie dobijaj mnie. Przez twojego brata rozłożyło mnie przeziębienie. 
-Co znowu zrobił ten palant?
-Od początku wiedziałam, że to zły pomysł. Zachciało mu się zabawy w śniegu. -jęknęłam, ale Domen wydawał się rozbawiony. -Wiesz co, jak możesz?
-Przepraszam. Za pół godziny u ciebie będę. -rozłączył się,a ja schowałam głowę pod kocem. Miałam ochotę rzucić się z mostu lub pod pociąg. Zamknęłam oczy i układałam sobie w myślach listę sposobów morderstwa. Zaśmiałam się z własnej głupoty. Jemu nawet zabójstwo nie pomoże. Po kilkudziesięciu minutach i dwóch herbatach z cytryną, usłyszałam dzwonek do drzwi. 
-Otwarte. -powiedziałam, myśląc, że to Domen. 
-Strasznie wyglądasz. -powiedział, lecz to wcale nie był najmłodszy z braci Prevc. Tylko ten dupek, którego nie miałam najmniejszej ochoty oglądać przez najbliższe milion lat. Westchnęłam z rezygnacją. 
-Nawet nie masz pojęcia, jak się cieszę na twój widok. Chyba wyskoczę z okna z tego szczęścia. 
-Pewne rzeczy dalej w formie. -zaśmiał się. -Przybywam z misją ratunkową. -teraz to ja wybuchnęłam śmiechem. Ale zaraz potem prawie się nie udusiłam kaszlem. Znów schowałam głowę w poduszkę. 
-Mam dla ciebie rosół. Gdzie masz jakieś miski? -nie czekając na odpowiedź poszedł do kuchni i jak gdyby nigdy nic przeszukiwał moje szafki. 
-Pewnie, czuj się jak u siebie. -powiedziałam, nie odrywając głowy od poduszki. Peter znalazł się już obok mnie z miską parującej zupy. 
-Teraz będę cię karmił. -oznajmił, a ja wybuchnęłam śmiechem i spojrzałam na niego jak na kosmitę. On jednak nie wydawał się żartować. 
-Serio? 
-Tak. Przeze mnie jesteś chora, więc muszę się tobą zająć. -Nie pozostało mi więc nic innego, jak otwierać grzecznie buzię i jeść. Rosół był naprawdę smaczny i co najlepsze, poczułam się po nim lepiej. Peter odstawił pustą miskę na stolik, ale dalej siedział na kanapie obok mnie. Był tak blisko, że czułam się niekomfortowo. Mógłby pochylić się i.. Stop! Kamila, o czym ty myślisz?! 
-Dziękuję. -powiedziałam jednak, starając się zatrzymać pędzące myśli. Peter uśmiechał się. 
-Lepiej wyglądasz. 
-Tak też się czuję. Nie musisz mnie już niańczyć. W końcu nie bawisz się w takie rzeczy. -spojrzał na mnie z rozbawieniem. 
-Zapomnij o tym, co tam mówiłem. -uniosłam brwi. -Byłem zły na Domena, to wszystko. 
-Często się tak kłócicie? -zmieniłam temat. 
-Czasami. -zaśmiał się. -Wy za to wyglądacie na świetnych przyjaciół. -dziwnie wypowiedział słowo 'przyjaciół'. Czy wyczułam tam nutkę zazdrości? Niemożliwe! 
-Bo jesteśmy. Dobrze się rozumiemy. Jesteśmy w tym samym wieku i mamy wiele tematów do rozmów. 
-Chciałem zapytać, ile masz lat, ale było mi głupio. Teraz chociaż wiem. -Zupełnie zignorował moje słowa, skupiając się tylko na tym, co go interesowało. Dupek do sześcianu. 
-Nawet wiesz, ile lat ma twój brat? Coś takiego. -Peter tylko uśmiechnął się pod nosem. Wyglądał, jakby bardzo nad czymś myślał. -Powiesz mi teraz, o czym tak myślisz? -zapytałam. Ten człowiek był dla mnie wielką zagadką. Raz był w wyśmienitym humorze, a za kilka chwil zamyślony uparcie coś rozważał. Jakby wahał się nad swoim zachowaniem. 
-O tobie. -powiedział szczerze, a mnie coś ścisnęło w środku. -To zabawne, wiesz? Siedząc przy tobie, czuję się jakbym znał dalszy przebieg naszej historii. Jakbym wiedział, jak ona się skończy. 
-Jak się skończy? -Peter uśmiechnął się tajemniczo. -Nie możesz po prostu mi tego powiedzieć? Będziemy mieli to za sobą. Które kogo zabije? 
-Będziemy siedzieć właśnie tak jak teraz. Będziesz miała długie włosy. W rękach będziesz trzymać nasze jedno dziecko, drugie będzie biegało wokół kanapy. -powiedział, patrząc mi w oczy. Zaśmiałam się. 
-Chyba się ode mnie zaraziłeś, nie masz gorączki? -powiedziałam, przykładając rękę do jego czoła. Chwycił ją w swoje dłonie. Momentalnie zabrakło mi powietrza. 
-Nie wydaje mi się. A co do tamtego, chcesz się założyć? -zaśmiałam się jeszcze bardziej. 
-Mam się zakładać, czy będę miała z tobą dzieci, czy nie? Chyba zwariowałeś. 
-Skoro jesteś taka pewna, że nie, no to się zgódź. -spojrzałam na niego niepewnie. Coś kombinował. Jego słowa były jednak na tyle śmieszne, że mógł sobie to równie dobrze wymyślić. Taki tani podryw. Przecież nigdy w życiu nie będę miała z nim dzieci. Ja w ogóle nie planuję mieć dzieci. No, może kiedyś. Ale z jakimś normalnym, odpowiedzialnym facetem, a nie przychudym patyczakiem, co tydzień ryzykującym życie. 
-Okej. O co się zakładamy? -zapytałam po chwili. Peter uśmiechnął się promiennie. 
-Jeśli wygram.. -prychnęłam. -Jeśli wygram do końca życia będziesz budziła się obok mnie i całowała mnie w usta. Jeśli ty wygrasz, hmmm. -zaśmiałam się. 
-Jesteś nienormalny. Kiedy będzie można określić, ze wygrałam? Przecież nie wiem, kiedy przestanę móc mieć dzieci. 
-Załóżmy, że musimy mieć dzieci do dnia twoich 25 urodzin. -spojrzałam na niego przerażona. Przecież to za 4 lata! Ale to w sumie lepiej. Nigdy w świecie nie będę mieć do tego czasu dziecka. Dopiero po tych właśnie 25 latach mogłabym mieć. Uśmiechnęłam się. To w końcu na moją korzyść. Znaczy ten zakład i tak jest na moją korzyść. Przecież nie planuję nic względem niego. Chociaż... Kurwa. Czemu on tak blisko siedzi? I czemu jego oczy zrobiły się takie pięknie szare?
-Zgoda. Co będzie jeśli wygram? 
-Zrobię wszystko, o co mnie poprosisz. Łącznie ze zrobieniem dziecka, jeśli potem też będziesz chciała. -zaśmiał się, a ja walnęłam go poduszką. -O nie... -Peter wziął drugą i zaczęliśmy okładać się nimi jak dzieci. Gdy zaczęłam kichać, Peter przestał. Wyciągną do mnie rękę. 
-Trzeba jakoś przypieczętować nasz zakład. -powiedział, a ja kiwnęłam głową. Uścisnęłam jego rękę. Peter z uśmiechem popatrzył mi w oczy. Nie mogłam odwrócić wzroku od jego przystojnej twarzy. Ale wpadłam. -Informuję cię, że właśnie zaczęłaś przegrywać. -chciałam odpowiedzieć coś mądrego, ale Peter pochylił się nade mną tak, że prawie stykaliśmy się głowami. Chciałam się odsunąć, ale on uśmiechnął się i pocałował mnie w usta. 


wtorek, 1 marca 2016

2. To jest niemożliwe.

    Peter zdjął rękawiczki i mi je podał. To samo zrobił z czapką, zakładając na moją głowę. Następnie okręcił mnie swoim szalikiem. Od razu poczułam, że robi mi się trochę cieplej.
-Dziękuję. - powiedziałam. Nie spodziewałam się, że mógłby zrobić coś takiego. Może wcale nie był takim dupkiem, jak od razu go oceniłam? Peter jednak wzruszył tylko ramionami i szedł dalej. Przyglądałam mu się przez chwilę, ale później wbiłam wzrok w leżący na ziemi śnieg. Peter trochę zwolnił, więc szłam teraz delikatnie przed nim. Wykorzystując jego nieuwagę, odwróciłam się i rzuciłam mu śniegiem prosto w twarz. Udało mi się nawet trafić. Brawo ja. Zaśmiałam się.
Peter zatrzymał się i otarł twarz. Gdy wbił we mnie wściekłe spojrzenie, nie było już tak do śmiechu.
-Naprawdę nieładnie. -powiedział, zbliżając się do mnie. Byłam gotowa do ucieczki. Peter jednak był szybszy. Złapał mnie w pasie i przerzucił sobie przez ramię.
-Puść mnie, ty idioto! Jestem w sukience! - krzyczałam na pół okolicy, ale ten umięśniony chuderlak nic sobie z tego nie robił. Zmierzał wraz ze mną w największą zaspę w naszym zasięgu. -Proszę cię, Peter. Przepraszam. Naprawdę. Nie chciałam rzucić cię w twarz.
-Ale chciałaś rzucić. -zaśmiał się i wylądowaliśmy w śniegu. Skończyło się na tym, że siedziałam tyłkiem w białym puchu, a on leżał obok i zwijał się że śmiechu.
Moje nogi, siedzenie i wszystko pozostałe było mokre.
-Ty kretynie, jak mogłeś? - obruciłam się i nasypałam na niego więcej śniegu.
-To woła już o pomstę do nieba. - momentalnie znalazł się nade mną. Przygwoździł mnie do śniegu jeszcze bardziej. Zapowiadało się wyjątkowo urocze i milutkie zapalenie płuc. Spojrzał mi w oczy i delikatnym ruchem strzepnął z moich włosów odrobinę śniegu. -Na dzisiaj dam ci spokój, ale to jeszcze nie koniec. Następnym razem, gdy zechcesz pobawić się w śniegu, załóż coś cieplejszego. - zaśmiał się i zszedł ze mnie.
-To była groźba? -popatrzył na mnie.
-Możesz to traktować jak obietnicę. - puścił mi oczko. Miałam ochotę zatłuc go gołymi rękami, utopić w jakimś stawie albo otruć nieświeżymi produktami z supermarketu. A najlepiej poskarżyć się jego matce. O tak. Muszę pogadać z panią Prevc. Szybko wstałam z ziemi, przypominając sobie o zapewne już odmrożonym tyłku.
-Jeśli zachoruję to będzie twoja wina.
-A komu jako pierwszemu zachciało się bitwy na śnieżki?
-No właśnie. Bitwy na śnieżki. A nie zabawy 'kto pierwszy dostanie zapalenia płuc'. - spojrzał na mnie z rozbawieniem.
-W razie czego mama ugotuje ci rosół i od razu wyzdrowiejesz. Potwierdzone info.
-Czy ty naprawdę masz tyle lat ile masz?
-Zdaję sobie sprawę, że wyglądam młodziej i przystojniej, no ale.. -odrzuciłam go moim spojrzeniem numer 4, czyli: 'wtf, z kim ja stoję' i ruszyłam przed siebie kręcąc z niedowierzaniem głową. Już od samego początku wiedziałam że jeden Prevc ma coś z głową, a tu okazuje się, że drugi też. Podobno przeciwieństwa się przyciągają, to dlaczego nie mogę znaleźć sobie normalnych przyjaciół? Czy to, że jestem skrzywiona emocjonalnie od dzieciństwa nie wystarczy w moim życiu? Muszę mieć takich samych znajomych?
-Czemu nagle zaczęłaś tak szybko iść? -usłyszałam za sobą.
-Przez jakiegoś patafiana odmroziłam sobie tyłek.
-Jeśli chcesz to ten patafian może go ogrzać. -powiedział niezwykle inteligentnie, mało co się nie oplułam.
-Z takimi propozycjami to ty możesz wychodzić do kolegów z kadry. Słyszałam, że kilku ma jakieś predyspozycje.
-Nie słuchaj wszystkiego co mówi Domen. Lubi zmyślać. Szczególnie jeśli chodzi o mnie.
-Och, nie powiedziałabym. Jak dotąd, wszystko się sprawdza. - zaśmiałam się, a on dziwnie na mnie spojrzał.
-Co na przykład?
-Nie musisz o tym wiedzieć.
-Ale to mnie dotyczy!
-Nie wszystko jest przeznaczone dla uszu 'króla skoków'.
-Podoba mi się to określenie. Często tak o mnie myślisz?
-Czy ty naprawdę jesteś taki głupi? Czy tylko udajesz?
-Wypraszam sobie. Jeszcze nigdy nie poznałem tak niemiłej dziewczyny jak ty.
-Teraz to ja sobie wypraszam. Jestem miła.
-Chyba jak śpisz. - prychnęłam i lekko przyspieszyłam. Peter, ku mojemu szczęściu nie odzywał się przez resztę drogi. Raz powiedziałam, że mogę już iść sama, ale on nawet na mnie nie spojrzał tylko szedł dalej. Wyglądał na strasznie zamyślonego. Widziałam, jak bił się z myślami.
-Powiesz mi, o czym tak myślisz? - zapytałam. Pokręcił głową. - OK. - schowałam ręce do kieszeni i więcej się nie odzywałam. Zatrzymałam się przed moim blokiem.
-Dzięki za odprowadzenie. - powiedziałam. Peter wyglądał już weselej. A to dupek.
-Nie zaprosisz mnie do środka? -zapytał, a ja zaśmiałam się. Samobójczynią nie jestem.
-Nie sądzę.
-Cóż, myślałem, że wypijemy jakąś herbatkę.
-Peter, fajnie było cię poznać. - powiedziałam. On wydawał się być rozmawiamy moimi słowami. Naprawdę nie wiedziałam o co chodzi temu facetowi. Najpierw mówi, że w niańkę się nie bawi, a później właśnie to robi.
-A więc może następnym razem wpadnę. - zaśmiał się.
-Następnym razem? Nie sądzę, żeby to był dobry pomysł. Lepiej powróćmy do tego, co było wczoraj.
-Co było wczoraj?
-Wczoraj mnie nie znałeś. - puściłem mu oczko i odwróciłam się. Peter irytował mnie jak nikt inny. Nie wiem właściwie co mi takiego zrobił, ale wszystko mnie w nim denerwowało. To jak się patrzył, mówił, uśmiechał. Nie wierzę, że taki pustostan może być bratem Domena. Co prawda tamten też nie ma za wiele w mózgownicy, ale zawsze coś. Prawie weszłam do budynku, gdy poczułam, jak łapie mnie za rękę.
-Poczekaj. Ja mówiłem na poważnie. Chcesz się ze mną umówić? - powiedział. To naprawdę niemożliwe.
-Zapraszasz mnie na randkę?
-Tak. - odparł, prostując się.
-I skąd ta pewność, że się zgodzę?
-Nie mam takiej pewności.
-Bo się nie zgadzam. - wyrwałam rękę z jego uścisku. - W ogóle cię nie znam.
-Zgódź się, to mnie poznasz.
-Podobno nie bawisz się w niańki. - popatrzyłem na niego wyzywająco.
-Przepraszam za to co wcześniej mówiłem. -kolejna niespodzianka. Peter mnie przeprasza! Parsknęłam śmiechem.
-Bardzo mi przykro, ale się nie zgadzam. Nie spotykam się z przychudymi osobnikami o niepewnym stanie inteligencji i zdrowia psychicznego.
-Czy ty mnie właśnie obraziłaś?
-Skądże. - zaśmiałam się.
-Wiesz co, jednak wcale nie chcę się z tobą spotkać...
-Dzięki Bogu.
-Co nie zmienia faktu, że będę się musiał z tobą rozliczyć za dzisiaj. Spodziewaj się zemsty. - podszedł do mnie.
-To obietnica? - zironiowałam.
-Tym razem groźba.

___________________________________
Krótka informacja: Zepsuł mi się tablet i przypadły mi prawie wszystkie rozdziały. Przepraszam za to wyżej, musiałam pisać wszystko od nowa, ale sens chyba zachowałam. Pozdrawiam i do następnego! :) 


piątek, 19 lutego 2016

1. Musimy porozmawiać.

     Ułożyłam się wygodnie na kanapie myśląc o moim życiu. Miałam dwadzieścia jeden lat, a zdążyłam przeżyć naprawdę sporo. Mimo to starałam się tym nie przejmować. Ani nie myśleć. Jednak dzisiaj był wyjątkowy dzień. Miałam iść na obiad do rodziców mojego przyjaciela Domena. Wielu mogłoby powiedzieć, że jest moim chłopakiem, ale tak nie było. Domen był w tych sprawach tak nieporadny, jak kilkumiesięczne dziecko. Nie chciałam dodatkowo go stresować. I tak miał te wszystkie swoje konkursy, skoki. Rozczulał mnie, gdy wracał zmęczony z kolejnego, odległego kilkaset kilometrów zadupia i kładąc się na mojej kanapie od razu zasypiał. Był taki miłym, sympatycznym, spokojnym i troskliwym chłopakiem, że czasami zastanawiałam się, co ze mną jest nie tak. Czy naprawdę osoba, która nie może usiedzieć w miejscu przez trzy minuty nie mogłaby być z chłopakiem, który myśli tylko, kiedy pójdzie w końcu spać? Wybuchłam śmiechem. Kurde, moja sąsiadka znowu będzie miała do mnie pretensje. Hej, ale to nie moja wina, że tak głośno się śmieję! Los jest okrutny. 
Po kilkuminutowej drzemce, która okazała się trwać godzinę, zerwałam się z kanapy. Za kwadrans miał po mnie być Domen. Wiedziałam jednak, ze może się spóźnić. Ten chłopak czasami zapomina, jak się zapala samochód. Doprawdy nie wiem, kto mu dał prawo jazdy. 
Nałożyłam na siebie czarną sukienkę i trampki. Nie wiem, czy spodobają się one państwu Prevc, ale nie miałam czasu szukać moich szpilek, które przepadły w otchłani szafy dawno temu. Moje włosy wyjątkowo miałam ochotę tylko obciąć, a nie spalić jak zawsze. Związałam je w kucyk. Pomalowałam się delikatnie tuszem i popsikałam perfumami. Oczywiście tymi, które dostałam od Domena. Pachniały po prostu zabójczo. Po dłuższej chwili wąchania, były w stanie zabić każdego.  
Uśmiechnęłam się do siebie w lustrze. Całe szczęście, dzisiaj też nie znajdę chłopaka. 
Usłyszałam dzwonek do drzwi. 
-Cześć. Prześlicznie wyglądasz. -powiedział Domen, całując mnie w policzek, co było niesamowitym jak na niego wyczynem. Czyżby przełamał swoją nieśmiałość? 
-Cześć. Och, oboje dobrze wiemy, że nie. 
-No w sumie racja. -trzepnęłam go w ramię i założyłam płaszcz. Zaśmialiśmy się.
-Nie martw się. Ty byłbyś drugim zwycięzcą w konkursie ''Coś w dzieciństwie mnie kopnęło i dlatego tak wyglądam''. Idziemy? -z uśmiechami na ustach udaliśmy się do auta. Gdy tylko wyszłam na zewnątrz, zatęskniłam za moją ulubioną o tej porze roku częścią mieszkania - kaloryferem. Założenie sukienki i trampek, gdy na dworze jest miliard stopni na minusie to kiepski pomysł. Mimo to z dziarską miną wsiadłam do samochodu i zaczęłam trząść się na siedzeniu. Zauważyłam lekki uśmiech na twarzy Domena. 
-Ostatnio zepsuło mi się ogrzewanie, przepraszam. -No nie! Czeka mnie piętnaście minut w tym zamrażalniku. Nawet moje mrożonki mają cieplej. Popatrzyłam na niego z mordem w oczach. -Na miejscu zrobię ci mój słynny napój na szybkie rozgrzanie.
-A z czego zasłynął? W najkrótszym czasie zabił tuzin ludzi? 
-Nie. To naprawdę dobra herbatka. Zawsze piję ją, jak wracam z konkursów. Albo w te dni, gdy nie piję kakałka. No dobra, rzadko ją piję, nie patrz tak na mnie. -zaśmiałam się. Dobrze wiedziałam, że Domen uzależniony jest od kakaa do picia. Odkąd się poznaliśmy muszę mieć w domu spory zapas, tak gdyby trafił mu się jakiś gorszy dzień.  Właściwie to czasami mam wrażenie, że on ma tylko złe dni.  Pije kakao litrami. Czy tak zachowują się dwudziestojednoletni mężczyźni? Chyba nie. Ale mniejsza o to. Miałam teraz o wiele poważniejszą sprawę na głowie.  
-Domen?  
-Tak, najmilsza? 
-Przestań tak do mnie mówić. Zimno mi. - Dlaczego to właśnie ten facet jako pierwszy musiał zapoznać się ze mną w tym kraju? Nie mógł po prostu przejść obojętnie jak większość ludzi nad płaczącą na lotnisku dziewczyną? No cóż, moje życie to zdecydowanie dłuższa historia niż mogłoby się wydawać. 
-Trzeba było się cieplej ubrać. 
-Chciałam ładnie wyglądać. 
-Cóż, czasami chcieć nie oznacza móc. - spojrzałam na niego z oburzeniem. 
-Dlaczego ja się z tobą w ogóle przyjaźnię?! Chyba coś mi do łba musiało strzelić że zgodziłam się na ten obiad.  
-Odpowiedź jest bardzo prosta: kochasz mnie nad życie i nie możesz beze mnie funkcjonować. 
-Nie wiedziałam, że nagle aż tak rozbudowało ci się słownictwo. Czyżbyś zaczął czytać? 
-Nawet ostatnio udało mi się przeczytać komentarze pod moim nowym zdjęciem na instagramie i ten wywiad z Peterem, w którym opłakuje swój nieszczęśliwy los, odkąd Mina go zdradziła.  
-Czyli to prawda? 
-Że go zdradziła? Właściwie to tak. Ale wiesz co? On ją też, dasz wiarę? - Domen nakręcił się jak zawsze, gdy poruszałam jakikolwiek temat związany z ploteczkami. Doprawdy ten chłopak był gorszy niż wszystkie moje koleżanki, ale za to mogłam dowiedzieć się wielu, naprawdę niepotrzebnych mi do życia wspaniałych informacji o pozostałych słoweńskich skoczkach i nie tylko. A gdy Domen spotka się z tym Fannemelem to o zgrozo! Cały świat skoków narciarskich drży ze strachu. Bo gdy tylko oni o czymś się dowiedzą to wie o tym każdy. Są też głównym punktem obgadywania na skoczni. Nie mam pojęcia jak rodzina wytrzymuje z nim w domu. Chociaż właściwie wystarczy tylko unikać drażliwego tematu. 
-Kamila, tak właściwie to ja chciałbym z tobą porozmawiać. - usłyszałam i o mało nie zakrztusiłam się własną śliną. Powiedział to takim poważnym głosem, jakiego jeszcze u niego nie słyszałam.  -Mam się czegoś obawiać? 
-Nie, tylko..  Nie wiem jak to mam powiedzieć.  
-No dalej, wykrztuś to z siebie. -zaczęłam coraz bardziej obawiać się o jego stan psychiczny, a co za tym idzie fizyczny. Może był na coś chory? 
-Nie obrazisz się na mnie, gdy nie przedstawię cie moim rodzicom jako dziewczynę? - przeanalizowałam jego słowa dwa razy i wybuchnęłam śmiechem.  Popatrzył na mnie z dezorientacją.  
-Nie, Domen. -powiedziałam w końcu, dalej się śmiejąc. -Przecież my nie jesteśmy parą. 
-Dlaczego tak się śmiejesz? To była poważna sprawa. -zauważyłam, że zrobił swoją fochową minę. 
-Domenie Prevcu, masz dwadzieścia jeden lat. Zapewne o tym wiesz.  
-Tak. A co to ma do rzeczy? 
-Nieważne.  Patrz na drogę. - zaśmiałam się. Ten to naprawdę ma problemy. Ciekawe jak będzie z jego bratem Peterem. Tego jako jedynego w rodzinie nie udało mi się jeszcze poznać. Domen o 'królu skoków' zawsze wyraża się w samych superlatywach. Mam wrażenie, że niedługo zbuduje mu ołtarz i padnie przed nim na kolana. Tak jak połowa kibiców, trenerów i innych zawodników. Od jakichś czterech lat Peter Prevc jest Bogiem w tym co robi. Nie wiem kiedy ostatnio był jakiś konkurs w którym był niżej niż w pierwszej piątce. Wydaje mi się, że musi być zapatrzonym w siebie dupkiem, tylko jeszcze nie wiem dlaczego. Zaraz, właściwie to wiem. 
-Stresujesz się? - zapytał Domen, parkując samochód przed swoim rodzinnym domem. 
-Przez to pytanie zaczęłam! -zaśmialiśmy się. Weszliśmy do budynku.  
-Mamo, już jesteśmy! - krzyknął Domen, zabierając ode mnie płaszcz. Z kuchni docierały już do nas wspaniałe zapachy. Udaliśmy się do tego pomieszczenia. A ja dziękowałam w myślach Bogu, że jest tu tak ciepło. 
-Dzień dobry. -Przywitałam się z państwem Prevc, którzy wydawali się być sympatycznym ludźmi i chyba całkiem normalnymi. Więc Domen jednak musiał się w dzieciństwie uderzyć w głowę.  
-Poznajcie Kamilę, moją przyjaciółkę. 
-Bardzo nam miło. Domen dużo nam o tobie opowiadał.  
-Mamo...
-Naprawdę? Mam nadzieję, że chociaż coś dobrego.  
-Same dobre rzeczy. -uśmiechnęła się do mnie pani Prevc. Bardzo polubiłam tą kobietę. Nie wiem dlaczego. Może po prostu była normalna? Przebywając z takimi ludźmi jak Domen bardzo wskazane jest zażywać czasem normalności. Mimo że sama nie byłam zbyt normalna. 
-Chodźmy może do salonu. -zaproponował Pan Prevc i udaliśmy się za nim. Nikt chyba nie zwrócił uwagi na moje niecodzienne obuwie. Albo raczej zbyt codzienne. Nieważne. 
-Domen proszę, zawołaj Petera. Jest na górze. -zobaczyłam jak chłopak znika po schodach i zaraz znów się pojawia, tylko z bardzo kwaśną miną. Wyglądał, jakby miał się rozpłakać. Za nim szedł obiekt moich wcześniejszych rozmyślań z ogromnym uśmiechem na twarzy. Hmm. Na żywo jest wyższy niż w telewizji. I bardziej kościsty. 
-Tego dupka nie będę ci przedstawiał. -powiedział Domen, stając obok mnie. 
-Peter, co mu znowu zrobiłeś? -zapytała mama Prevc. 
-Czemu zawsze musicie mnie tak kompromitować przy ładnych dziewczynach? -rozejrzałam się po salonie szukając tej ładnej dziewczyny. O kurde, on mówił o mnie! Jak można tak kłamać. Dupek. 
-Zacumuj łódź. To moja przyjaciółka, trzymaj łapy przy sobie. -powiedział Domen, a ja miałam wrażenie jakby się chwalił. No nie! Czy to walka dwóch pół głupich kogutów?  
-Peter. -podszedł do mnie i wyciągną swoją dłoń. Następnie zlustrował mnie wzrokiem. Dupek do kwadratu
-Kamila. -uścisnęłam jego rękę. Następnie zajęłam miejsce przy stole obok Domena. Jego brat usiadł na przeciwko mnie i zdawał się bezwstydnie na mnie gapić. Wyglądał na nieźle rozbawionego. 
-Spokojnie braciszku, nie lubię bawić się w niańkę. -powiedział, spoglądając mi w oczy. Jego były niebieskie jak morze. Mógłby się tak w jakimś utopić. 
-Peter. -dupek chciał już się rozkręcić, ale jego mama ostudziła ten szalony zapęd. Dobrze sobie ta kobieta synów wychowała, są potulni jak baranki. Później jej pogratuluję. -Zacznijmy już jeść. Mam nadzieję, że będzie wam smakować. -spojrzała na mnie z uśmiechem, który odwzajemniłam. Obiad był naprawdę przepyszny. Dziwiłam się, jak można być tak chudym, mając tak dobrze gotującą rodzicielkę. Ani nie ma się do czego przytulić, ani ogrzać. Hmm, chyba powinnam poszukać jakichś innych znajomych. 
Dupek Peter na szczęście nie rzucał mi więcej dziwnych aluzji, tylko zajął się swoim talerzem. Rozmowy przy stole dotyczyły w większości skoków. 
-Kamila, jesteś z Polski, prawda? -zapytał pan Prevc. Poczułam na sobie spojrzenie Petera. 
-Tak. Przeprowadziłam się do Słowenii osiem miesięcy temu. 
-Bardzo szybko nauczyłaś się języka. 
-Och, Domen bardzo mi pomógł. -Uśmiechnęłam się do chłopaka. Peter parsknął śmiechem, a wszyscy na niego spojrzeli. 
-Przepraszam. Przypomniałem sobie coś śmiesznego. 
-Swoje odbicie w lustrze? -zapytał Domen. Tamten spiorunował go wzrokiem.
-Coś nie tak z moimi włosami? -przeraził się i teraz to ja zaczęłam się śmiać. Spojrzał na mnie i zakpił z mojej fryzury. Teraz przy stole toczyła się tylko walka na spojrzenia. Zdawałam sobie sprawę, że wszyscy troje musimy wyglądać, jak małe dzieci. Pan Prevc przewrócił oczami i się zaśmiał. 
-Kamila, jedziesz może na zawody do Zakopanego? -zapytał, przerywając naszą pasjonującą wojnę. Ha! Peter mrugnął! Wygrałam.
-Och, raczej nie. Jeszcze nigdy nie byłam na żadnym konkursie. 
-Naprawdę? Domen, dlaczego nigdy nie zabrałeś koleżanki? -zapytał jego brat. 
-Próbowałem, ale ona zawsze odmawia. -wzruszył ramionami. 
-To może pojedziesz do Polski. Pewnie chcesz odwiedzić rodzinę. -powiedziała pani Prevc. Zrobiło mi się trochę niemiło, ale tylko na chwilę. 
-Niestety nie mam tam żadnej rodziny. Rodzice wraz z rodzeństwem zginęli w wypadku samochodowym, a ja wyjechałam z kraju. Było mi bardzo ciężko. -powiedziałam w końcu. Na chwilę zapadła cisza. 
-Przepraszam. Tak nam przykro. 
-Nie trzeba. Już jest dobrze. -uśmiechnęłam się, powstrzymując łzy. Pani Prevc wstała i mnie uścisnęła. Już dawno nie czułam takiej troski, od zupełnie obcej osoby. Szerzej się uśmiechnęłam. -Dziękuję. 
-Nie ma za co kochanie. To co, teraz deser? -zapytała a wszyscy rozpogodzili się. Przez cały czas czułam, jak Peter dziwnie na mnie patrzy. Może w jego dupkowatości kryje się kawałek serca. Pomogłam przynieść z kuchni ciasto i wszyscy zaczęliśmy konsumować je z ogromną przyjemnością. Trochę później stwierdziłam, że powinnam się zbierać.
-Nie chcę wam psuć humoru moi drodzy chłopcy, ale wszyscy piliśmy wino, a ktoś powinien odwieźć Kamilę do domu. 
-Niekoniecznie. To właściwie niedaleko. Po dzisiejszym przepysznym obiedzie przyda mi się mały spacer. -zaśmiałam się.
-Domen. 
-Tak mamo? 
-Nie uważasz, że powinieneś odprowadzić Kamilę? 
-Ale robi się ciemno.. -zaśmiałam się. Chłopak panicznie bał się ciemności. Nie mógł chodzić do łazienki w nocy, a co dopiero wracać po ciemku do domu. 
-Ja ją odprowadzę. Chętnie się przejdę. -mama chłopców uśmiechnęła się, ale mnie tak do śmiechu nie było. 
-Naprawdę nie trzeba. -powiedziałam, ale Peter już stał w butach, kurtce, szaliku oraz czapce i podawał mi płaszcz. Założyłam go i pożegnałam się ze wszystkimi. 
-Później się rozliczymy. -szepnęłam do Domena, mrużąc oczy.
-Nie musisz mi dziękować. Pa. -pokazałam mu język i wyszłam na dwór. To co tam poczułam było nie do opisania. Jakby mróz strzelał do mnie z karabinu. Byłam pewna, że po kilku minutach zamarznę w trakcie marszu. A nawet nie miałam rękawiczek. Peter ruszył przed siebie chodnikiem, miałam trudność, żeby za nim nadążyć. Schowałam biedne ręce do kieszeni, i wtuliłam się w płaszcz, przeklinając w duchu wszystko co się dało. Peter musiał chyba usłyszeć, jak szczękam zębami bo spojrzał na mnie z uśmiechem na twarzy. I stała się najbardziej nieoczekiwana rzecz w moim dwudziestojednoletnim życiu. 



_______________________________________________
Coś nowego, mam nadzieję, że wyszło mi tak, jak chciałam. Pomysł stary, wyjęty z szuflady i odnowiony. Być może komuś się spodoba :)